SonnyCrockett napisał(a):
Dla mnie mistrzem muzyki filmowej jest Ennio Morricone. Nie ma muzyki do filmu czy serialu (La Piovra) którą możnaby uznać za słabą. Westerny Sergio Leone, "Dawno temu w Ameryce", "Nietykalni", 'Misja", "Cinema Paradiso", "1900: Człowiek legenda", "Coś" i wiele innych.
Dla mnie też: W swojej pracy mgr, analizowałem też muzykę do "Dawno temu w Ameryce" - genialny film, genialna muzyka.
Dorzucę jeszcze:
- Hook - J. Williams
- Sabrina - J. Williams
- A. Silvestri - Lilo & Stich
- Dave Grusin - " A heart is a lonely Hunter" - cała płyta genialna Cinemagic
- Lista Schindlera - J. Williams
- Forrest Gump - A. Silvestri
- J. Williams - " Szeregowiec Ryan"
można by bez końca wymieniać...
Natomiast laury chwały przyznałbym w takich kategoriach:
- oryginalność - Ennio Morricone i długo długo nic
- symfonik, potężna głowa, porywające tematy - John Williams
- melodyjność + kino akcji - Alan Silvestri
wpasowanie się w film, wyciąganie wniosków - Hans Zimmer
tych kategorii też można bez końca mnożyć..
Umówmy się szczerze - amerykańska muzyka filmowa ( w dużym uproszczeniu) to głównie przetwarzana muzyka rosyjska (absolutna-Czajkowski, Strawinski, Rachmaninov, Szostakowicz, Rimski-Korsakov), muzyka Mahlera, Wagnera, oraz wybitnego symfonika Mieczysława Karłowicza, dużo by pisać i wymieniać źródła.
Amerykanie potrafią wyciągać szybko wnioski, biorą wzorce od najlepszych itd
Człowiekowi "otwierają się uszy" jak przesłucha źródła. Wtedy wyciąga wnioski, zaraz panowie - to już wszystko było - jest to tylko przetworzenie. Nie czarujmy się - wszystko już w muzyce zostało wymyślone..
Coraz częściej w amerykańskiej muzyce dochodzi do fuzji muzyki symfonicznej + etnicznej z charakterystycznymi loopami perkusyjnymi. Oto nowoczesna muzyka, a jaka - to już sami odpowiedzźce sobie...
O gustach się nie dyskutuje.