"- Aha! Wytłumaczyć i objaśnić uczniom, dlaczego Słowacki wzbudza w nas miłość i zachwyt? A zatem, panowie, ja wyrecytuję wam swoją lekcję, a potem wy z kolei wyrecytujecie swoją. Cicho! - krzyknął i wszyscy pokładli się na ławkach, rękami podpierając głowy, a Bladaczka, nieznacznie otworzywszy odnośny podręcznik, zacisnął usta, westchnął, stłumił coś w sobie i rozpoczął recytację.
- Hm... hm... A zatem dlaczego Słowacki wzbudza w nas zachwyt i miłość? Dlaczego płaczemy z poetą czytając ten cudny, harfowy poemat W Szwajcarii^ Dlaczego, gdy słuchamy heroicznych, spiżowych strof Króla Ducha., wzbiera w nas poryw? I dlaczego nie możemy oderwać się od cudów i czarów Balladyny^ a kiedy znowu skargi Lilii Wenedy zadźwięczą, serce rozdziera się nam na kawały? I gotowiśmy lecieć, pędzić na ratunek nieszczęsnemu królowi? Hm... dlaczego? Dlatego, panowie, że Słowacki wielkim poetą był! Wałkiewicz! Dlaczego? Niech Wałkiewicz powtórzy - dlaczego? Dlaczego zachwyt, miłość, płaczemy, poryw, serce i lecieć, pędzić? Dlaczego, Wałkiewicz?
(...)
- Dlatego, że wielkim poetą był! - powiedział Wałkiewicz
(...)
Nauczyciel westchnął, stłumił, spojrzał na zegarek i mówił.
- Wielkim poetą! Zapamiętajcie to sobie, bo ważne! Dlaczego kochamy? Bo był wielkim poetą. Wielkim poetą był! Nieroby, nieuki, mówię wam przecież spokojnie, wbijcieto sobie dobrze w głowy - a więc jeszcze raz powtórzę, proszę panów: wielki poeta, Juliusz Słowacki, wielki poeta, kochamy Juliusza Słowackiego i zachwycamy się jego poezjami, gdyż był on wielkim poetą. Proszę zapisać sobie temat wypracowania domowego: „Dlaczego w poezjach wielkiego poety, Juliusza Słowackiego, mieszka nieśmiertelne piękno, które zachwyt wzbudza?”
W tym miejscu wykładu jeden z uczniów zakręcił się nerwowo i zajęczał:
- Ale kiedy ja się wcale nie zachwycam! Wcale się nie zachwycam! Nie zajmuje mnie! Nie mogę wyczytać więcej jak dwie strofy, a i to mnie nie zajmuje. Boże, ratuj, jak to mnie zachwyca, kiedy mnie nie zachwyca? - Wytrzeszczył oczy i usiadł, grążąc się w jakieś bezdenne przepaście. Naiwnym tym wyznaniem aż zakrztusił się nauczyciel.
- Ciszej, na Boga! - syknął. - Gałkiewiczowi stawiam pałkę. Gałkiewicz zgubić mnie chce! Gałkiewicz chyba nie zdaje sobie sprawy, co powiedział?
GAŁKIEWICZ
Ale ja nie mogę zrozumieć! Nie mogę zrozumieć, jak zachwyca, jeśli nie zachwyca.
NAUCZYCIEL
Jak to nie zachwyca Gałkiewicza, jeśli tysiąc razy tłumaczyłem Gałkiewiczowi, że go zachwyca.
GAŁKIEWICZ
A mnie nie zachwyca.
NAUCZYCIEL
To prywatna sprawa Gałkiewicza. Jak widać, Gałkiewicz nie jest inteligentny. Innych zachwyca.
GAŁKIEWICZ
Ale, słowo honoru, nikogo nie zachwyca. Jak może zachwycać, jeśli nikt nie czyta oprócz nas, którzy jesteśmy w wiehu szkolnym, i to tylko dlatego, że nas zmuszają siłą...
NAUCZYCIEL
Ciszej, na Boga! To dlatego, że niewielu jest ludzi naprawdę kulturalnych i na wysokości... 43
GAŁKIEWICZ
Kiedy kulturalni także nie. Nikt. Nikt. W ogóle nikt.
NAUCZYCIEL
Gałkiewicz, ja mam żonę i dziecko! Niech Gałkiewicz przynajmniej nad dzieckiem się ulituje! Gałkiewicz, nie ulega kwestii, że wielka poezja powinna nas zachwycać, a przecież Słowacki był wielkim poetą... Może Słowacki nie wzrusza Gałkiewicza, ale nie powie mi chyba Gałkiewicz, że nie przewierca mu duszy na wskroś Mickiewicz, Byron, Puszkin, Shelley, Goethe...
GAŁKIEWICZ
Nikogo me przewierca. Nikogo to nic nie obchodzi, wszystkich nudzi. Nikt nie może przeczytać więcej niż dwie lub trzy strofy. O Boże! Nie mogę...
NAUCZYCIEL
Gałkiewicz, to jest niedopuszczalne. Wielka poezja, będąc wielką i będąc poezją, nie może nie zachwycać nas, a więc zachwyca.
GAŁKIEWICZ A ja nie mogę. I nikt nie może! O Boże!
(...)
Nieszczęsny Bladaczka poczuł, że jemu także grozić zaczyna niemożność.
- Pylaszczkiewicz! - krzyknął. - Niech Pylaszczkie-wicz natychmiast wykaże mnie, Gałkiewiczowi i wszystkim w ogóle piękności którego z celniejszych ustępów! Proszę uważać! Jeżeli kto piśnie, zarządzę ćwiczenie klasowe! Musimy móc, musimy móc, bo z dzieckiem będzie katastrofa!
Pylaszczkiewicz podniósł się i zaczął recytować ustęp z poematu.
I recytował. Syfon ani trochę nie uległ powszechnej, a tak nagłej niemożności, przeciwnie - mógł zawsze, gdyż właśnie z niemożności czerpał swoją możność. Recytował zatem i recytował ze wzruszeniem tudzież z właściwą intonacją i z uduchowieniem. Co więcej, recytował pięknie i piękność recytacji, wzmożona pięknością poematu i wielkością wieszcza oraz majestatem sztuki, przetwarzała się niepostrzeżenie w posąg wszelkich możliwych piękności i wielkości. Co więcej, recytował tajemniczo i pobożnie, recytował usilnie, z natchnieniem;
i wyśpiewywał śpiew wieszcza tak właśnie, jak śpiew wieszcza winien być wyśpiewany^O, cóż za piękność! Jakaż wielkość, jakiż geniusz i jakaż poezja! Mucha, ściana, atrament, paznokcie, sufit, tablica, okna, o, już niebezpieczeństwo niemożności było zażegnane, dziecko było uratowane, a żona tak samo, już każdy się zgadzał, każdy mógł i prosił tylko, żeby przestać. Zarazem spostrzegłem, że sąsiad smaruje mi rękę atramentem - pomazał już sobie własne, a teraz zabierał się do moich, bo trudno było zdejmować buciki, ale cudze ręce były tym okropne, że właściwie takie same jak swoje, więc cóż z tego? - Nic. A cóż z nogami? Machać? I cóż z tego?
Po kwadransie sam Gałkiewicz zajęczał, że dosyć, że już uznaje, że uchwycił, że cofa, zgadza się, przeprasza i może.
- A widzi Gałkiewicz?! Nie ma to jak szkoła, gdy chodzi o wdrożenie uwielbienia dla wielkich geniuszów!"
Cyt. za:
http://www.filmweb.pl/topic/654398/Jestem+na+NIE.html
Na koniec, od siebie: Nie lubię wartościowania, zauważyłem, że bardzo różna muzyka (to dotyczy także filmu) wzbudza, wprowadza mnie w stan epifaniczny czy w stany epifaniczne (podobnie jak czyni to zapach czy smak, które wyzwalają grę pamięci mimowolnej, bazując na mechanizmie zakotwiczenia i jemu podobnych). Mimo to jednak, są pewne (arcy)dzieła, w zetknięciu z którymi czuję się wyjątkowo małym człowiekiem lub nawet człowieczkiem
, ot co! I znów - "przykład muzyczny": Mozart, uznawany przez wielu za wielkiego, pierwsze swoje kompozycje pisywał w stylu mozartowskim, posługując się muzycznym idiomem własnym (nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że mały-Mozart-kompozytor miał zaledwie 5 czy 6 lat). Wyobraźmy sobie teraz, że takiego Mozarta nie ma, że on w ogóle nie istnieje (w świadomości mas) i że nigdy nie istniał… (- To już bardziej a propos dyskusji o centrach i standaryzacji sztuki: co się za sztukę uważa, a co nie, i jaka jest ta cała polityka krzewienia sztuki; …tutaj również: kim są ci "politycy od siedmiu, dziesięciu czy piętnastu sztuk":) A więc, wyobraźmy sobie, że Mozarta (mentalnie czy emotywno-estetycznie, jak zwał, tak zwał) NIE MA! Są za to jednak w dalszym ciągu pewne, nazwijmy je zespołowymi, trendy w sztuce (oraz sposoby jej uprawiania), a każde odstępstwo od wytyczonych kanonów poszerza pojęcie sztuki (i ją na nowo definiuje). Mam więc, już na polu filmowym, sztukę europejską i amerykańską, mamy horrory i kino anarchoindywidualistyczne (czytaj: autorskie). Czy te zjawiska (szkoły) można w jakiś sposób porównać?... Na koniec, pytanie dodatkowe: Czy trzeba koniecznie szkoły te ze sobą porównywać?
PS Mam żal do wszystkich Russinów i Downsonów naszego forum, że tak mało uwagi poświęcają improwizacji (za kamerą - a jakże!), a tak wielką wagę przypisują scenariopisarstwu. Ponoć taki Fellini już na etapie realizacji obrazu i dźwięku „grzebał” przy słownych zapisach filmu i je zmieniał. Nie ma jednej jedynej, bezwzględnie słusznej (amerykańskiej?), sztuki robienia filmów, tak jak nie ma jednego jedynego bliźniaka czy klaskania jedną ręką! Nie ma (i już)! Tu na tym forum pewnie nie jeden Fellini (nie pretenduję do tego miana, bo akurat moje dotychczasowe scenariusze były do kitu – zatem, jeszcze wszystko przede mną), na forum nie jeden Fellini umarł jeszcze zanim się na dobre narodził. Tak myślę. Niby pomysły Russinowsko-Downsonowskie (zarówno tu, jak i w całym kraju) się mnożą, a jednak filmy polskie są nadal filmami tylko dla Polaków (niestety!).
Pozdrawiam!
M.Ż.