Generalnie trochę (gorzkiej) prawdy o polskim offie - o tym, że off jest offem nie z potrzeby "niezależności" (jakby nie patrzeć generalnie kino w Polsce jest niezależne, nie mamy wielkich wytwórni, nadal w większości mamy reżyserski model kina, itd.), ale dlatego, że autor nie ma kasy. Jakby miał kasę, sponsorów, PISF itd. to najchętniej wyszedłby z off-u do tzw. mainstreamu. A mówił o tym Jacek Borcuch, którego "Wszystko co kocham" niebawem trafi do kin (czyli mainstream w Polsce, 100 kopii) i zakwalifikował się na Sundance Festival (czyli niezależny na świecie).
Wiecie jak to jest kiedy ktoś werbalizuje to, co sami czujecie
I stąd ten smutek (ale taki bez przesady), chociaż wiadomo - trzeba robić swoje, i już.