worldidol napisał(a):
Moore napisał(a):
Kiedyś to w Europie kręciło się filmy o spadającej kropli z kranu (czyli ogólnie filozoficzne
) a w Stanach robili sieczkę dla mas a obok tego rewolucyjnie egzystencjalno-filozoficzne filmy takie jak chociażby Obywatel Kane. Szkoda, że ten drugi nurt się tam załamał.
Na jakiej podstawie twierdzisz, że "jakiś nurt się tam załamał"? Wyznacznikiem nie jest to co puszczają w Multikinie.
Jemu chodziło chyba bardziej o filmy które mają silny wkład w rozwój języka filmu a jednoczesnie takie które starają sie opisac swiat w sposób wieloznaczny , bez podsuwania widzom łatwych pytan i gotowych odpowiedzi."Obywatel kaine" rzeczywiscie taki był w momencie powstania , podobnie jak dekade wczesniej filmy Stroheima i Chaplina.Z tym że te filmy biły wtedy rekordy kasowe , to je sie oglądało , a nie mini-westerny z młodym Johnem Wayne'm który nie potrafił nawet wskoczyc na konia.
Moore napisał(a):
Wiem ale dużo czytam o kinie amerykańskim i siłą rzeczy dużo go oglądam, bo jest go najwięcej i żadnego ambitniejszego filmu stamtąd dawno nie widziałem.
Ja tam nie skreslam wszystkich filmów z tego "kurnika Spielberga" , bo pare kur potrafi sie tam zbuntowac i zniesc nie calkiem zepsute jajko.Taką kurą byłby - w mojej opinii - Sam Mendes , taką kurą jest Terrence Mallick ( który przez 20 lat milczał bo nie widział siebie w tym koszmarnie głupawym korycie zwanym "kinem nowej przygody" ) , takie kury figurują w czołowkach filmów jako bracia Coen ( choc z ich jajek czasami nic sie nie wykluwa ) czy Clint Eastwood ( ten znosi zdecydowanie najtwardsze jajka )