To co pisze Maciej ma dużo racji. I chyba nie ulega już złudzeniom że trudno zebrać odpowiednia liczbę ludzi, do filmowania, nawet wśród znajomych. Nie wspominając już o organizacji takie przedsięwzięcia na forum. Ale nie mniej nie trzeba od razu organizować sztabu ludzi z którego i tak zostanie garstka niedobitków..Ja zaczynałem od kilku minutowych klipów kręconych z przyjaciómi. Mniej lub bardziej ambitne, ale dawały nam już poczucie jakiegoś porozumienia.
Pewnego dnia, kiedy byłem jeszcze w liceum, dostałem propozycje sfinansowania filmu krótkometrażowego od mdk w moim mieście. Już od skończenia podstawówki interesowałem się praktycznie wszytskim co związane z filmem, więc przejąłem to wyzwanie. Mieliśmy zrobić 30 minutowy film, cały pomysł zależał odemnie. I jak się potem okazało, najważniejsza rzeczą przy robieniu filmu okazała się dobra
organizacja Moim zdaniem jest to ważniejsze nawet od super-ekstra-mega kamery i tony sprzętu. (mówię o kinie amatorskim)
A tutaj skrót z tego jak ja nakręciłem film i mimo niedogodności i trudu udało się.
Mniej więcej tak szybko jak zapłonęło zainteresowanie tak osłabło. Ale byłem przygotowany. Z kilkoma przyjaciółmi zoragnizowaliśmy kasting w tutejszym kinie. Oczywiście wcześniej wielka "kampanie promocyjna" Porozklejane po całym mieście plakaty. Wynik po 2 dniach kastingu: 100 zgłoszonych osób, 2 zarabane długopisy.. Osób przyszło sporo. Od 16 do 50 lat. Z talentem aktorskim u nich było różnie ale znalazło się kilka ciekawych osób. (jeden z najlepszych, zgłaszających się na casting okazał się być leczonym w zakładzie psychiatrycznym-więc dla dobra życia i zdrowia innych ludzi na planie musieliśmy z niego zrezygnować..;P ) Kiedy wybraliśmy aktorów, chwyciłem za słuchawkę i zacząłem po kolei dzwonić do nich z radosną informacją "zostaliście przyjęci do filmu!" Łącznie 40 osób. Kilka dni później kolejne telefony do aktorów aby stawili się na pierwszej próbie gdzie udało mi się zorganizować małe warsztaty aktorskie ze znajomą z teatru.
Pierwsze spotkanie - super! Stawiło się 90% ludzi. Rozdałem role i scenariusze (a właściwie połowę scenariuszy-ale o tym później) Kolejny miesiąc warsztatów, raz w tygodniu. Z ludźmi zaczęło być róznie. Ale miałem przeważnie 70% frekwencje.
W między czasie załatwiałem miejscówki gdzie można by kręcić poszczególne sceny. Dyrektor mdk okazał się być bardzo pomocny.Po 2 miesiącach przygotowań pierwszy klaps. Podstawiony bus, 2 skrzynki kabli i pseudo oświetlenia. Zdjęcia od rana do wieczora. Jednak nie obyło się bez komplikacji. Kilka braków aktorów na planie o umówionej godzinie. Scena pościgu, gdzie był umówiony radiowóz i czarne bmw od kolegi znajomego,znajomego..- radiowozu nie było (niby jakaś akcje mieli) Na drugi dzień kiedy radiowóz już był, nie było już bmw..
Koniec końców, bmw zastąpił czerowny maluch kumpla
No i największy problem. W połowie zdjęc kiedy miałem dostać reszte scenariusza, po moim telefonie do scenarzystki okazało się że jest w połowie drogi na woodstok! (ku#$&#@!w - się wkurzyłem mocno) Ale na szczęście znalazł się ktoś kto był w stanie dokończyć scenariusz.
Ogólnie zdjęcia trwały dwa tygodnie. Potem wielki zonk, kiedy dzwoni do mnie koleżanka i pyta mnie dlaczego nie powiedziałem jej że premiera filmu jest już 15.09. Wielki szok. Premiera miała być 27.09. Telefon do dyrektora mdk- "wystąpiła pomyłka daty na plakacie i w takim razie trzeba będzie przyśpieszyć postprodukcje o 2 tyg" O zgrozo kiedy do premiery miałem 4 dni, a montaż był może w 1/4 Następne 4 dni wycięte z kalendarza. Od rana do późnej nocy montowanie filmu. Niestety montaż też był na mojej głowie.
Zakończenie montażu - na 5 godzin przed rozpoczęciem pokazu. Przeliczanie filmu i modlitwa w trakcie jazdy do kina o to by film nie okazał się być wysypany w którymś miejscu.
Premierę mieliśmy zorganizowaną w kinie. Że nasz dyr. mdk jest lekkim "klimaciarzem" nie obyło się bez czerwonego dywanu i darmowego szampana dla wszystkich przybyłych cywli (co prawda tego najtańszego-ruskiego ale przynajmniej kieliszki były ładne
) Nasze kino, jest dość stare, budowane jeszcze przed wojną toteż miejsca było tylko na 100 osób.. Lekki stres, bo ludzi była już spora gromada.
Światłą gasną. Film się zaczął (o cholera ta nagrana płytka jednak działa-radośc w duchu) Obyło się bez żadnych wpadek technicznych. Światłą zapalają się- szok! Kino szczelnie wypełnione ludźmi. Zleciało się pół miasta. Takich tłumów to to kino jeszcze nie widziało. Potem kilka słów wypoconych przed zebranymi. Szampan, rozdanie jakiś kwiatków. UDAŁO SIĘ.
ZROBILISMY SWÓJ WŁANY AMATORSKI FILM
Konkluzja:
Film napewno nie był jakiś "górno lotny". Nie powalał na kolana, super dopracowanymi kadrami. Udał się bo nie gadaliśmy o niestowrzonych rzeczach. O blueboxach. Efektach specjalnych i wszytskich tych rzeczach, które w kinie amatorskim wychodzą żenująco. Chcieliśmy opowiedzieć historie, zawrzeć w niej to co chcieliśmy przekazać. I to udało się osignąc. Może nie w 100% ale nie chodzi o to. Ważne że film nie upadł zaraz po zaczynie pomysłu. Kosztowało nas to pół roku pracy i braku wakacji. Lecz kiedy się uda, naprawde czuje się satysfakcje z tego że doszło się do końca.
Jeśli ktoś chce robić film krótko metrażowy niech dobrze zastanowi się, czy wie co robi
Bo tak jak pisałem kilka postów wyżej. Lepiej zrobić coś krótkiego, ale żeby powstało. A niżeli wielką epopeje która trafi co najwyżej do szuflady..