Hmm...
U mnie nie można chyba jednoznacznie stwierdzić, kiedy pojawia się pomysł. Po prostu mam wizję czegoś. Po niej zadaję sobie pytania o przyczyny i skutki, zastanawiam się kto, dlaczego co i jak. W ten sposób rodzą się postaci z przeszłością i celem, tworzy się fabuła z początkiem i końcem, a z tego wszystkiego siłą rzeczy wyłania się przesłanie, które dotąd jedynie majaczyło gdzieś podczas całego procesu.
Nigdy nie zaczynałbym od przesłania. Planować film tylko po to by powiedzieć jedną sentencję? Cała fabuła tylko po to by coś przekazać? Dla mnie to trochę naciągane, po co tyle zachodu? Przesłanie dosłowne może pojawić się w scenie, która i tak musiała nastąpić. Przesłanie ukryte nie ma sensu bo każdy inaczej zinterpretuje film.
Kiedyś np. w drodze z pokoju do toalety wpadłem na pomysł (mojego chyba najlepszego jak dotąd scenariusza), dokładnie w mojej głowie zamajaczyła jedna scena. Usiadłem przed komputerem i w kilka minut streściłem koledze scenariusz. Nie musiałem sięgać do tego planu, szybko napisałem scenariusz, podesłaliśmy go paru osobom. Każdy zinterpretował go zupełnie inaczej. Nikt dokładnie nie odgadł znaczenia, które ja sam w tym widziałem.
Wszystkie moje ewentualne pomysły to po prostu zlepek fantazji własnej, tego co usłyszałem, przeczytałem itp. Ciężko jest mi się trzymać określonego pomysłu. Wymyśliłem sobie raz fajnych bohaterów i fabułę do serialu. Teraz mam 60 stron, a tamtych bohaterów już nie ma, a sama fabuła dotyczy czegoś innego. Nigdy po prostu nie wiem, co chcę osiągnąć, gdy zaczynam myśleć nad scenariuszem i to mi się podoba, bo w ten sposób wiele rzeczy dopiero odkrywam.