Co do samego scenariusza to jest mocno przegadany. Nie zrozum mnie źle - lubię długie dialogi w filmie, lecz tylko wtedy gdy mają jakieś uzasadnienie. W tym przypadku to spory zarzut, bo za dialogami nie kryje się żadna treść. Twój film można streścić w dwóch zdaniach: Pacjent prosi lekarza by strzegł jego róży. Pacjent zabija lekarza, bo ten nie dotrzymał słowa. Koniec. Nie wiemy dlaczego róża jest istotna, więc nieszczególnie jej los nas obchodzi. Analogicznie z bohaterami - coś gadają, nic nie robią. Sam dialog nie jest sposobem budowania postaci w filmie. Uchodzi to w teatrze, gdzie nie ma tak szerokich możliwości budowania historii przez obraz, lecz nie w kinie. Bohater musi czegoś chcieć i próbować ten cel osiągnąć. Bez tego nie ma możliwości, by zaangażować emocje widza i zbudować jakąkolwiek dramaturgię. Tutaj tego zabrakło - są tylko dwie sceny rodzajowe.
Drugi zarzut: pacjent-madafaka, trick ze zdejmowaniem kaftana i samo morderstwo są mocno naciągane i "filmowe" w ten sam sposób co Szwarceneger kładący setnego terrorystę z kałacha. Swój film określiłeś mianem dramatu, a ta konwencja nijak tu pasuje. Chyba, że to faktycznie epilog do Commando to wtedy ok - projekt kupuję w calości i nie mam więcej uwag.
Jeśli zabrzmiało za ostro, to się nie przejmuj, bo całość pisałem w dobrej wierze. Etap prac literackich jest od poprawek. Przy zdjęciach jest już na nie za późno.
Powodzenia.