Ostatnio , skuszony pochlebnymi opiniami ( z róznych stron tego świata - nawet z góry ) na temat tego dzieła , postanowiłem zrobić sobie ( a zaznaczam ,że wczesniej miałem ograniczoną stycznosc z twórczoscią tego "komika" ) istny maraton z filmami Allena , zaczynając od "Spiocha" na "Whatever works" skonczywszy.A ponieważ w towarzystwie ( powiedzmy : bardziej wysublimowanym - inteligenckim ? ) nie wypada kryykowac tego pana , a co najwyzej do niezrozumienia jego dzieł wypada sie przyznac , to milczałem czujny , jednoczesnie z mglistą nadzieją iż ktos wyjasni mi jego potężny na cały świat fenomen.A guzik!Ów towarzystwo , tak zapatrzone w Nowojorskiego żyda-intelektualiste (?) , nie potrafiło wyjasnic tej tajemnicy , a tym samym pozbawiło mnie snu na koelejnych kilka nocy.Swoją drogą , przez te kilka nocy nic nie wymyśliłem ( sam Allen ,przez ten czas machnął by przynajmniej jeden scenariusz ).Wróciłem wiec myślami do momentu kiedy miałem przed oczami jego bohaterów.I co zobaczyłem ? Stosowniej byłoby zapytac : co usłyszałem ? Potok dialogów , słów wyrzucanych z prędkoscią karabinu maszynowego.Postacie ów ( nie ukrywam że pije tu głównie do postaci odgrywanych przez samego Allena ) mędrkujące na lewo i prawo ( a nawet do góry i w dół ) , nieprzystosowane do życia ( co jednak wcale nie musi byc wadą w kinie ) , próbujące sie chować za sarkazmem i rzekomą autoironią , silnie irytują a już napewno wywołują uśmiech politowania ( choc nie we wszystkich momentach ).Allen próbuje byc zabawny na siłę.Nie rózni sie tym od współczesnych "komików" którzy mają bardzo niestosowny ( i swiadczący o żenującym poziomie ich dowcipu ) zwyczaj śmiania sie z własnych dowcipów.Róznica miedzy nimi a Allenem polega na tym że ten drugi ubiera swój dowcip w garnitur a nie w krótkie spodenki.Dowcipy słowne mają u niego często wymiar egzystencjalno-filozoficzny.Posypane są też dużą warstwą absurdu i ironii ( co doskonale sprawdzało sie w wykonaniu braci Marx czy w Pythonowskich skeczach ) , ale brakuje im tamtej siły i żywotnosci.Główny wykonawca w "Whatever works" wydaje sie wyrzucac z siebie słowa niczym automat monety.Ale ten automat już ledwo dycha , wydaje sie byc zardzewiały od srodka.Efekt jest chorobliwie irytujący.Ma sie ochote rzucic mu w twarz nie jakims epitetem lecz cegłą ( z przyklejoną do niej fakturą ).A może taka własnie była jego ( i Allena ) strategia : jak najszybciej spłoszyć nas z kina ? Ta pozorna lekkosc ( która rutaj ociera sie o uwiąd starczy ) , to rozpasanie werbalne ( wyobrazacie sobie film Allena w epoce niemej ?
) powodujące ze ów bohater przechyla sie pod naporem własnych snów ( na coraz niższe stopnie poziomu komizmu ) , ta groteskowosc postaci drugoplanowych ( która podobno ma śmieszyć - a przynajmniej wywoływac usmiech na twarzy ) - to wszystko wydaje sie byc jakby spóznione , prześmierdłe , dobrze nam wszystkim znane , przewidywalne.Przecież wszyscy znamy poglądy Allena na temat sytuacji człowieka we współczesnym swiecie ( zwłaszcza w dużym miescie ) - każdy jego film nam o tym mówi.I każdy mówi tak samo.Allen bije wszystkich filmowców swiata jesli chodzi o kwestie powtarzania sie , drążenia ciągle tych samych kwestii i podawania ich w tym samym , przedwczorajszym , zimnym sosie.Co zabawne , gdy próbuje przełamac ów schemat ( kręcąc np kryminał - jak "Sen cassnadry" ) pogrąża sie jeszcze bardziej.Ale ponieważ jest żywą legendą , twórcą niezależnym ( jako contra do zabetonowanego komercją i brakiem jakiegokolwiek gustu Hollywood ? ) , stawiającym "intelektualny" humor nad klozetowy ( i dominujący dzis ) dowcip , rytualnie krążącym ( co szczególnie ważne dla Europejskiego - czyli bardziej snobistycznego ? - miłosnika kina ) wokół tych samych obsesji i tematów to wypada nam sie tylko kłaniać i podkreslać wszem i wobec iż Allen wielkim twórcą filmowym jest.To popularna opinia wsród tych , którzy niekoniecznie oglądali jego filmy.Za to dialogi znają na pamięc.Ciekawe skąd...