Jestem najbardziej zmęczonym materiałem
Tak bardzo, że czasem nie chce mi się nawet wywalać głupich postów.
W temacie montażu:
Mój promotor doszedł do podobnego wniosku (po obejrzeniu moich poprzednich prac) i przejął montaż mojego dyplomu. Przede wszystkim dlatego, że tekst nie sprawdził się "na żywo" - wina aktora i moja jako reżysera. Niestety też jestem ofiarą "wszystkoizmu" ale bardziej z przymusu. Po prostu sam musiałem wszystko robić bo nagle chętnych do pomocy zabrakło. W moim przypadku jest to o tyle istotne, że siedzę po kilkanaście godzin na dobę przy postprodukcji i znam każdy piksel obrazu na pamięć ale sam film jao historia całkiem mi się rozmył i nie wiem czy zmontowałbym to lepiej niz tylko poukładał po kolei ujęcia.
Montaż dla amatora to próba sił polegająca na zmierzeniu się z samym sobą. W przypadku początkujacych filmowców często nie ma nawet świadomości, że ktoś inny mógłby się tym zająć i poniekąd jest to taka "dziecinna chęć" stworzenia w pełni "autorskiego" dzieła. Czasem mogą być zmuszeni korzystać z pomocy montażysty bo np nie mają stosownego sprzętu, oprogramowania ani nie wiedzą jak go używać. Miałem przyjemność i z takimi. Zmontowałem im z sześć wersji ich przedziwnej etiudy (kręconej na 3 różnych kamerach od VHS-C po DV) a każdego ujęcia bronili jak niepodległości i podobnie jak pewien nagrodzony wielokrotnie twórca szafowali wszelkimi możliwymi terminami od "kina papy" które kontestowali przez "dogmę" po inne słowa których znaczenia do końca nie rozumieli.
Co jest ważniejsze... wszystko jest ważne bo wszystko czemuś służy choć wiadomo, że każdy jest przywiązany do swojej działki. Scenarzysta wymyśla historię a obowiązkiem operatora jest ją pokazać tak jak ją odczytał reżyser itd. Forma może być też w pewnym sensie treścią. Np. moje ulubione impresje operatorskie: nie opowiadają żadnej konkretnej historii ale mogą być ciekawe pod względem formalnym jako pojedyncze ujęcia a w montażu stworzyć obraz jakiegoś zjawiska z którego można wyczytać jakieś treści...
i to jest groźne...
Weźmy fotografię. fotografia to forma a jej treść wynika właśnie z formy czy kontekstu w jakim zostanie umieszczona (np. cykl)
Zależnie od przyjętej kompozycji i koncepcji obrazu można za pomocą formy przekazywać treści na których opisanie nie dało się znaleźć właściwych słów w scenariuszu. Zaś z drugiej strony obraz zawsze będzie obrazem dosłownym i najpiękniej opisana na 5 stron przyroda w takim "panu Tadeuszu" w filmie będzie tylko kilkusekundowuym ujęciem (ładnym) paru krzaków i drzewa.
Jak to wszystko się ma do filmu amatorskiego i niezależnego? Tu zazwyczaj stawia się na treść z oczywistych względów (budżet, brak umiejętności etc.) i ja jestem jak nabardziej ZA. Postulowałbym jednak o dbałość o formę bo to ona sprzedaje nam tę treść. Jeśli ona zawiedzie na starcie może nie być szansy zainteresować historią która przecież rozwija się stopniowo i jeśli na etapie ekspozycji jakieś koszmary się widzi no to cóż można od biednego widza wymagać.
Uff... chyba trochę namotałem. Jak się wyśpię to przeczytam jeszcze raz i w razie co odwołam