od razu uprzedzam - może być nieco chaotycznie, ale jestem naprawdę solidnie wkur****. wczoraj obejrzałem Symetrie niedorozwoja Niewolskiego - najbardziej pretensjonalny bełkot, jaki widziałem od czasu... niech będzie Palimpsestu. dzisiaj zapuściłem sobie Katyń.
Wajda bardzo chciał uniknąć nacjonalistycznego zacietrzewienia, bardzo nie chciał, żeby Katyń emitował sygnał w rodzaju: "Wszyscy Rosjanie to źli Rosjanie", więc wybrnął z tego w sposób następujący: wprowadził postać Dobrego Rosjanina:) który ratuje polska matkę z rąk Sowietów. czyż to nie wspaniałe? zero sztuczności. w ogóle większość scen Katynia komponuje się ze sobą tak nieporadnie, że nachodzą mnie obawy, czy Wajda kiedykolwiek potrafił prowadzić jakąkolwiek narrację. poszczególne sceny nakręcono wyłącznie po to, by wyeksponować konkretną tezę odautorską, w dodatku banalna do bólu. scena przesłuchania pokazuje niezłomność przesłuchiwanego i zakłamanie urzędników. scena rozmowy dwóch żołnierzy pokazuje głęboką nadzieję żołnierza po prawej i równie głębokie zwątpienie żołnierza po lewej, scena rozmowy Stenki z Chyrą pokazuje, że Stenka ma rację, a Chyra błądzi. gdzie tu konflikt dramatyczny? gdzie tu emocje? zaangażowanie w dyskusje? gdzie tu spór ideowy? chęć przetrwania usprawiedliwiająca cynizm poczynań? Wajda grupuje w jednym miejscu bohaterów i każe im wypowiadać potworne komunały, nobilitując Polaków "walczących" i degradując "sprzedawczyków". ot tak, po prostu - sprzedałeś, musisz cierpieć. jesteś zły, zakłamany, obłudny, nie jesteś patriotą, wstydź się.
moralna nieskazitelność niektórych postaci doprowadzała mnie do bezbrzeżnej irytacji: spora część bohaterów Katynia zachowuje się tak, jakby wiedziała to, co okaże się faktem dopiero po roku 1989: że komuna upadnie, że prawda zwycięży itp. to chyba największy paradoks filmu - prorocza wiedza. Najjaskrawiej widać to w scenie nieszczęsnego przesłuchania. Gdyby ten urzędas pogroził Cieleckiej gwałtem i wyrywaniem paznokci w zatęchłej piwnicy, od razu odechciałoby się jej nagrobka i strugania j** niezłomnej bohaterki.
kwestie warsztatowo-techniczno-realizacyjne:
film zrealizowano tak, jakby w kalendarzu widniał rok 1956 i robotnicy Cegielskiego wychodzili na ulice. całość przetykana jest archiwalnymi nagraniami z lasów katyńskich. no super tylko dlaczego nikt nie zdecydował sie tego nakręcić? odkopywanie zwłok, ekshumacje, próby zatajenia - to świetny materiał dramaturgiczny. stare, zakurzone nagrania przedstawiające podziurawione czaszki nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia. czułem się jak widz Discovery, który ogląda szczątki jaskiniowców z epoki kamienia łupanego. tych ludzi należało ponownie wskrzesić. inaczej nie da się wstrząsnąć widownią niż poprzez odkopania umarłych i ponowne ułożenie ich w ziemi. Żeby nie było: obydwie wstawki dokumentalne, pojawiające się w filmie, mają swoje uzasadnienie, to znaczy jest akurat taki moment, który wymaga zilustrowania fałszerstw w taki czy inny sposób. przy czym - i o to mi głównie chodzi - całość została dodana na zasadzie: "Tutaj trzeba pokazać jak było naprawdę, więc dajemy dokument, na którym niemieccy lekarze wygrzebują ciała i coś tam notują. Potem musimy pokazać kłamstwo władzy ludowej, więc dajemy ten sam dokument z głosem lektora, który całą winę za zbrodnie zrzuca na Niemców". Tego właśnie nie mogę zdzierżyć: kompletne lenistwo. zamiast nakręcić scenę odkopywania trupów i później zademonstrować ją w formie nagrania archiwalnego, Wajda poszedł po najmniejszej linii oporu - nie wykorzystał nawet w 1% potencjału dramaturgicznego, tkwiącego w możliwości wykorzystania archiwalnych nagrań jako motoru napędowego fabuły. Wajda po prostu wstawił oryginalne materiały i tyle. modelowo polskie podejście do kręcenia filmów. wyobrażacie sobie, jak bardzo wstrząsające mogłoby być zainscenizowanie procesu odkrywania i wyciągania ciał? szkieletów? robienie zdjęć? wkładanie ołówka w dziury po kulach? dopasowywanie żuchwy do czaszki? Niemieccy sanitariusze palący pety? śmiejący się, kiedy w tle mamy zbiorową ekshumacje zwłok?
teatralność: sterylność niektórych scen jest porażająca, statyczność bohaterów - ostentacyjna. jest taki moment, w którym Żmijewski wskazuje na żołnierza siedzącego na pryczy. Mówi, że próbował się dwukrotnie wieszać. patrze na jego szyje. żadnych śladów liny. widz teatralny z ostatniego rzędu nie dostrzeże blizny na ciele, więc po jaką cholerę blizna w filmie? Katyń to w 90% teatr. nie teatr telewizji. po prostu przedstawienie rozgrywane na deskach tak, żeby wszyscy widzieli i słyszeli, co się dzieje na scenie. znamienna pod tym względem jest scena z Małaszyńskim, który skrobie na deskach jakiś napis i jednocześnie odczytuje go na głos.
infantylizm: ideologicznie film Wajdy jest niemal tak infantylny jak Kamienie na szaniec. tymczasem w literaturze istnieje cała masa publikacji "odbrązawiających". nie nawołują one do zdrady. nawołują do zdrowego rozsądku. do tego, by w obliczu klęski nie traktować myślenia jako przejawu tchórzostwa. Wajda ciągle tkwi w jakimś uśpieniu. czy śmierć człowieka, który zwątpił jest mniej przejmująca od śmierci żołnierza, który do końca życia pozostał wierny? Katyń to reaktywacja historyczno-powstańczej mitologii honoru i poświęcenia, podczas gdy wojna to nie honor i poświecenie. wojna to gorzała płynąca strumieniami i srający pod siebie żołnierze. Wajda nie pokazał ludzi - to wszystko mówiące ilustracje, tekturowe dykty.
no i co ma oznaczać różaniec w dłoni Małaszyńskiego? że podczas mordu katyńskiego Bóg był po stronie Polaków? że Bóg nie kochał Rosjan? różaniec + Polak + cierpienie = ??? kolejny bezsensowny, niepotrzebny, wydumany symbol. dlaczego Wajda nie skierował kamery na kierowce spychacza, zasypującego groby? dlaczego nie skoncentrował się na łychach buldożerów tylko wyeksponował ten przeklęty różaniec?
najważniejsze pytanie, jakie mi sie nasunęło po seansie: czy zbrodnia katyńska to sprawa polska? czy ludobójstwo może być wyłącznie sprawa lokalną, ew. kwestią "sporną" pomiędzy dwoma narodami? w Katyniu nie zginęło 15 tysięcy Polaków. w Katyniu wymordowano LUDZI. w tym sensie hermetyzm filmu jest zupełnie niezrozumiały. powiem więcej: Katyń powinien być polskim JFK. mocno kontrowersyjnym, subiektywnym dziełem, kto wie? - może nawet stronniczym. tak kreci Stone - po swojemu, olewając prawdę obiektywną. Stone przekonuje obrazem. o to chyba chodzi w tego typu filmach - żeby wstrząsnąć, wymusić refleksje, podać zgrabnie przyrządzoną teorie. film Wajdy nie jest ani subiektywny, ani niepoprawny, ani głęboko refleksyjny. jest kanoniczny. niczego nie zmienia w świadomości ani Polaków, ani Rosjan, ani człowieka w ogóle, dla którego ludobójstwo to zamach na korpus uniwersalnych wartości, a nie jakieś tam polskie bredzenie o ofierze i cierpieniu.
Ideologia Katynia po raz kolejny czyni z bohaterów wyznawców romantycznego mitu ofiary. Postawa młodego studenta, który pojawia się znienacka w połowie filmu, doskonale obrazuje typowo polski sposób pojmowania honoru, prawdy i suwerenności. bardzo irracjonalny sposób. naruszenie tych wartości powoduje momentalnie u Polaka odruch rozpaczliwego protestu. jakkolwiek beznadziejne byłyby okoliczności walki, naród poświęci wszystko w obronie tych wartości. np. zedrze plakat propagandowy i potem da się zabić. nie wiem, co chciał Wajda osiągnąć, pokazując ów gest. kolejny film, który bohaterską śmierć stawia wyżej od woli przetrwania. kolejny film, w którym zarzut kłamstwa popycha bohatera do samobójstwa. Dlaczego Chyra się nie przeciwstawił: "Kobieto, ja chcę k***a żyć!"
polskie problemy to problemy lokalne, sytuacja gettowa, za murem. Katyń wpisuje się doskonale w martyrologie narodową i poddaje się bez walki paraliżującej sile polskiego fatum. czekam na film rozrachunkowy, w którym uzasadnienie czynów nie będzie wymagało odrywania się od ziemi.
podsumowując: Katyń to film naiwny, szkolarski, źle zrealizowany, pełen anachronizmów, potwierdzający niezaprzeczalną prawdę - polskie kino zabunkrowało się na własnym historycznym podwórku. Rosjanie kręcą 9 kompanie porównywaną do wizualnego arcydzieła, jakim jest BHD Scotta. Polacy stoją w miejscu mniej więcej od 40 lat. mam naprawde serdecznie dość polskiego kina. długo byłem cierpliwy, ale doświadczenie ostatnich dni i mordercze godziny spędzone w towarzystwie Niewolskiego, Wajdy i, o zgrozo, twórców Ody do radości, przekonały mnie ostatecznie, że polskie kino zdycha.
a propo Ody do radości. posłuchajcie tego:
Aga po pobycie w Anglii wraca do domu, na Śląsk. To, co zastaje nie napawa optymizmem. W kopalni trwa strajk i pracującemu tam ojcu grozi utrata pracy. Dziewczyna postanawia otworzyć własny zakład fryzjerski, by pomóc rodzinie. W Warszawie Michał wygrywa radiowy konkurs hip-hopowy. W życiu rodzinnym i uczuciowym nie ma już jednak tyle szczęścia. Wiktor wraca po studiach do niewielkiej nadmorskiej miejscowości. Jednak nie może dogadać się z rodzicami, a praca w wędzarni ryb, jedyna którą udało mu się dostać, zupełnie nie daje mu satysfakcji. Losy tych trzech postaci przetną się niespodziewanie w kluczowym dla ich życia momencie... - źródło: Stopklatka.
widzicie w tym choćby słowo, które skłoniłoby was do wydania 22 złotych na film? niedawno znalazłem wzmiankę o amerykańskim filmie offowym. Było tam zdanie: Podczas kolacji ojciec zabija w samoobronie dwie córki i żonę No sorry, ale ja na to idę. intrygujące, mocne, może być z tego solidny horror, dobry dreszczowiec, cokolwiek. może również wyjść mogiła. to akurat nieistotne. liczy się brak pier****** o kłopotach studentów wracających z Anglii. kogo obchodzi Aga wracająca z Anglii do domu? chyba tylko nieszczęsnego polskiego reżysera, który naoglądał się wiadomości i zachciało mi się filmy krecić.
|